niedziela, 8 czerwca 2014

Bajka o gołębiu

Pewnemu gołębiowi znudziło się pospólstwo uliczne i zapragnął znaleźć sobie żonę. Wyleciał tedy za miasto, a przycupnąwszy na skraju lasu ujrzał przecudnej urody synogarlicę. Z oczu jej patrzało smutno, postanowił więc zbliżyć się nieco i znajomość zawrzeć. Ona jednak uleciała spłoszona. Zdziwił się tedy gołąb nie przyzwyczajony do takiej strachliwości pobratymców, bo nawet gdy w mieście te czterokołowe potwory nacierają, to żaden rodak nie ustępuje do ostatka. Zrobiło mu się jednak żal nieco pięknej synogarlicy i postanowił za nią polatać. Znalazł ją na czubku drzewa, usłyszawszy wpierw pohukiwanie i gruchanie, z którego prócz zalotów odczytał ‘Odejdź!”. Dziwnie jakoś nie mógł się z tym pogodzić, a że był mężny – i już w tej chwili po końce piór zakochany- nie ustąpił.
„Nie mogę się z tobą swatać” – usłyszał –„Jesteś zbyt ubogi, a pióra twoje liche, chociaż chciałabym z tobą gdzieś ulecieć”. Na to gołąb nie czekając napuszył się cały i wyznał swojej wymarzonej dozgonną miłość. Niestety, nie spodobało się to ostrożnej, smutnej synogarlicy – chciała na odstraszenie najpierw błyskotek i zapasów. A zatem gołąb postanowił wrócić po nie do miasta i przyniósł wkrótce srebrne papierki, suche chipsy oraz prażona kukurydzę. Spodobało się to synogarlicy, ale nadal miała smutek w oczach, jako że od pierwszej chwili wiedziała, że nie wyrwie się ze swojej samotni i czubków drzew, ze przeznaczenie jej zostać tutaj, a ten śmiały, miejski, poczciwy gołąbek nigdy tego nie zmieni.
Nie uląkł się jednak gołąb warszawski tej maniery, bo zwykł był gorsze rzeczy widywać. Nawet jak który, gołąb czy chłop, wyzionął ducha na miejskiej ulicy to jeszcze zaś można go było uratować co zawżdy inni czynili. A miał w sobie tyle siły i ptasiego męstwa, ze będąc zakochanym mógł drzewa przesadzać.
„Skoro ona nie może lecieć ze mną, ja zostaję tutaj”.

I został. I stało się tak, ze na drugi dzień przyleciały chmurnie synogarlice i zadziobały ptaszka, bo smacznym im się kąskiem wydawał miejski dziwoląg, w sam raz na śniadanie. A piękna, smutna synogarlica popłakała chwilę, a potem odleciała. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz